Ostatnie ciepłe dni obudziły w nas ogromną tęsknotę za Tajlandią, a dzisiejszy deszcz za oknem doprowadził nas do wniosku, że z chęcią wrócilibyśmy nawet na Phuket. Nawet, bo odkąd wróciliśmy z Tajlandii wszystkim którzy pytali o wyjazd powtarzaliśmy, że zdecydowanie nie warto tam jechać. Nadal uważamy, że jest to przereklamowane miejsce, może jednak za sprawą dzisiejszego nastroju wpis będzie bardziej optymistyczny niż zakładaliśmy i postaramy się Wam pokazać również to co na Phuket jest fajne. Czy warto jechać na Phuket? 🙂

Zacznijmy od tego, że spędziliśmy na Phuket trzy noce i trafiliśmy tam na najgorszą pogodę z całego naszego wyjazdu. Padało codziennie, pomimo tego, że teoretycznie był to już okres pory suchej. Padało też wyjątkowo często i długo. 20-minutowe ulewy, których kilka razy doświadczyliśmy wcześniej w Ao Nang, czy na Phi Phi były niczym w porównaniu do tych kilku dni. Z perspektywy czasu i dzisiejszej pogody możemy jednak powiedzieć, że to właśnie było chyba jedną z najciekawszych rzeczy jakich doświadczyliśmy na Phuket (poza wycieczką na Similan Islands, dla której właściwie tu przypłynęliśmy). Ciągłe deszcze sprawiły bowiem, że zobaczyliśmy Tajlandię zupełnie inną niż dotychczas. Ciężkie powietrze, wysokie temperatury w połączeniu z tak dużą wilgotnością sprawiły, że rośliny wydawały się bardziej zielone, a okolica bardziej tropikalna. Mieliśmy więc małą namiastkę tego jak w Tajlandii wygląda pora deszczowa 🙂

Wykorzystując krótką przerwę w opadach deszczu wypożyczyliśmy skuter, na którym objechaliśmy spory kawałek Phuket, robiąc przerwy w momentach największego urwania chmury. Jazda na skuterze po krętych i stromych drogach w czasie deszczu jest wyjątkowo niebezpieczna.

Często słyszy się o wypadkach, szczególnie z udziałem turystów, którzy czasami przeceniają swoje umiejętności. Warto więc uważać i tak jak pisaliśmy w pierwszym wpisie Tajlandia – ABC zadbać o międzynarodowe prawo jazdy, inaczej w przypadku wypadku ubezpieczenie nie pokryje ewentualnych kosztów leczenia.

Co warto zobaczyć na Phuket?

Big Buddha

Jednym z najciekawszych naszym zdaniem miejscem jest posąg Wielkiego Buddy, usytuowany na wzgórzu Nakherd. Figura widoczna jest niemal z każdego miejsca na Phuket, ma 45m i jest najwyższym posągiem buddy w Tajlandii. Co więcej, ze wzgórza roztacza się niesamowity widok na całą wyspę, który dzięki padającemu wcześniej deszczowi był chyba szczególnie wyjątkowy. Zresztą zobaczcie sami 🙂

Na wzgórze Nakherd najłatwiej chyba dojechać jest skuterem, niestety nie wiemy czy kursują tam jakieś autobusy, żadnego bowiem nie widzieliśmy. Zwiedzanie jest darmowe. Wnętrze posągu to świątynia, dlatego obowiązuje odpowiedni ubiór. Jeśli jednak nie jesteśmy odpowiednio przygotowani, na miejscu dostaniemy długie chusty do przepasania bioder (bardzo ładne;)).

Wat Chalong

Innym miejscem, które warto zobaczyć będąc na Phuket jest Wat Chalong, czyli największa i najważniejsza świątynia buddyjska na wyspie. Szczególną uwagę w tym miejscu zwraca 60-metrowa chedi, którą zdobią malowidła przedstawiające życie Buddy.

Park Narodowy Sirinat

W miejscu tym osobiście nie byliśmy, nie możemy więc szczerze się na ten temat wypowiedzieć. Miejsce wydaje się być jednak naprawdę ciekawe. To co możecie tam zobaczyć to przede wszystkim lasy mangrowe, 16-kilometrowy odcinek niezagospodarowanej, piaszczystej plaży a także miejsce, w którym żółwie składają swoje jaja. Ciekawostką jest również to, że możecie zobaczyć tam chodzące ryby (tak, to nie żart!).

Dlaczego nie warto jechać na Phuket?

Tak jak pisaliśmy wyżej, Phuket nie wywarło na nas najlepszego wrażenia. Nie chcemy mówić, że nie warto tam jechać. Mając w planach Phuket warto jednak być świadomym kilku rzeczy.

Zdjęcia w google to nie Phuket

Dokładnie tak. Wpisując hasło „Phuket” w wyszukiwarkę google zobaczymy wiele pięknych zdjęć z uroczymi zatoczkami, stromymi klifami, przezroczystą wodą. Niestety, ale te zdjęcia w większości nie zostały zrobione na Phuket. Zostały one zrobione na Phi Phi, Railay, James Bond Island, Hong Island itd.

Plaże na Phuket różnią się od tych w Ao Nang czy na wspomnianych wyżej wyspach. Prawdę mówiąc bardziej przypominają europejskie plaże, np. Hiszpanii, z tą różnicą, że można się tam poczuć jak w Rosji. Popularnie miejscowości na Phuket zostały wręcz opanowane przez Rosjan.

Chcący spróbować swoich sił desce surfingowej powinni być za to usatysfakcjonowani, fale są dość duże, można się więc pobawić 🙂

Rosjanie

Nie chcielibyśmy, żeby zostało to źle odebrane. Nie chodzi o pochodzenie. Chodzi o to, że Phuket zostało wręcz przez Rosjan opanowane. Jest ich tam wielu, bardzo wielu. Ciężko jest spotkać ludzi z innych części świata. Zdecydowanie brakowało nam tam międzynarodowego środowiska i przede wszystkim Tajlandii. W knajpach i restauracjach często ciężko jest porozumieć się po angielsku, za to Tajowie opanowali podstawy rosyjskiego, bez problemu dostaniemy też menu w tym języku. Lokalne biura podróży również przygotowane są na przyjęcie Rosjan – dostępne są broszury w języku rosyjskim, a także wycieczki z rosyjskojęzycznym przewodnikiem. Szaleństwo!

Jedno biuro możemy Wam jednak szczerze polecić – Ameena Travel, niedaleko Kata Beach. Obsługująca je Tajka jest naprawdę bardzo pomocna, a ceny jedne z niższych.

Patong

Patong to jedno z najbardziej znanych miasteczek i plaż na Phuket. Centrum rozrywkowe wyspy – odpowiednik Khao San Road z Bangkoku. Klimat obu miejsc jest jednak nie do porównania.

Khao San to swoista mekka backpackersów, młodych ludzi z całego świata. Patong natomiast to bardziej centrum rozrywki erotycznej i skupisko bogatej (starszej i młodszej) młodzieży.

Ludzie

Pomijając to, o czym pisaliśmy wyżej musimy wspomnieć, że również na Phuket spotkaliśmy fajnych ludzi. I tu napiszemy po raz kolejny – warto zboczyć z wytyczonych w przewodnikach ścieżek. Zatrzymać się na trochę i otworzyć na inną kulturę, bo tak tworzą się najlepsze wspomnienia:)

W naszych głowach najbardziej utkwiły nam dwie sytuacje, a właściwie ludzie którzy byli ich częścią.

Tak się złożyło, że w tym samy czasie na Phuket był nasz znajomy z Czech. Nie widzieliśmy się prawie 3 lata, dlatego nie mogliśmy nie skorzystać z okazji i w jeden z deszczowych wieczorów spotkaliśmy się w niewielkim barze, niedaleko naszego guest house’u. To był chyba jedyny bar w okolicy,w którym czas spędzali sami tajowie, ani jednego turysty – poza nami. I ci właśnie tajowie, zainteresowani tym skąd jesteśmy i co na Phuket robimy postawili nam piwo 🙂

Innym miejscem, które zostanie w naszej pamięci była niewielka „restauracja”, do której trafiliśmy wracając ze wzgórza Nakherd. Tak naprawdę ciężko miejsce to nazwać restauracją. W rzeczywistości był to prywatny dom, przy którym postawione było kilka stolików, a w menu były prawdopodobnie potrawy gotowane przez panią domu dla całej rodziny. Pierwszy raz próbowaliśmy tam jednej z tajskich zup. Nie był to jednak najlepszy wybór i nie byliśmy w stanie jej skończyć, podzieliśmy się za to kurczakiem i ryżem. „Świeży” sok, który zamówiliśmy również nie należał do najsmaczniejszych, więcej w nim było lodu i cukru, przez co zmuszeni byliśmy go wyrzucić chwilę później. Ludzie, którzy prowadzili to miejsce przywitali nas jednak niezwykle miło. Byliśmy chyba jedynymi gośćmi w tamtym czasie i na deser poczęstowani zostaliśmy zawiniętym w liście kawałkiem kokosa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *